wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 2 ,,Uratowana od upadku"

- A-ania? - no nie myliłam się. Już brakuje mi tlenu.
- Ami! Jak mi cię brakowało! A co ty taka zapłakana i koszulka podarta. Szłaś do mnie z czajnikiem? Co się dzieje? - jak na zawołani oczy mi się zaszkliły. - Ojeju. Może wejdźmy do środka.
   Weszłyśmy do domu i usiadłyśmy na moim materacu dmuchanym. Opowiedziałam jej wszystko, a ona mnie przytuliła.
   Aha. No, mądra ja. Przedstawię ją.
   No więc tak. Anna Lewandowska, wcześniej Stachurska, czyli Stacha, to moja przyjaciółka ponad wszystko z liceum, gimnazjum i prawie całej podstawówki. Oprócz pierwszych trzech lat. Dlaczego? To temat do wyjaśnienia na inną okazję.
   Ania wyjechała do Warszawy za karierą. Tam poznała Roberta i taki finał.
   Myślałam, że o mnie zapomniała. Wcale nie utrzymywałyśmy kontaktu. Nie miałam pojęcia co się z nią dzieje. Nie. Stop. To kłamstwo. Ja wiedziałam z telewizji... Nie! Nie no stop! Ja nie mam telewizji. W każdym bądź razie wiedziałam o niej ploteczki takie ploteczki i tyle. Nigdy jednak nie mówiłam w czyimś towarzystwie, że się z nią przyjaźniłam. W końcu kto by mi uwierzył? No właśnie. A teraz? Odnalazła mnie. Chociaż to było niemożliwe. Totalnie niemożliwe. Ale jednak Ania da radę wszyskiemu czemu na drodze napotka. Taka jej natura.
- Jejuś, Amiś. Co za bydlak. Nie pozwolę, aby jeszcze raz ci coś takiego zrobił. Co ja gadam. On ciebie nawet nie spotka! Już ja się o to postaram! Nie płacz moja kochana - pocieszała mnie.
- Niby jak?! On jest silniejszy od nas dwóch razem wziętych i pomnożonych przez trzy! A do tego... Nie. Ania nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie i jeszcze raz nie! - ja już wiem co jej w głowie za brutalny pomysł siedzi.
- Tak. Nie pozwolę ci mieszkać w takiej ruderze! Ty nawet ubrań nie masz! Po za tym jutro idziesz ze mną na galę - uśmiechnęła się... nie do rozczytania dla mnie.
- W snach. Po pierwsze nie wpuszczą takiej wieśniary, której słoma z butów wystaje. Po drugie nie mam ubrań. Po trzecie JUŻ nie mam domu. Po czwarte nie mam pieniędzy na nowy i nowe ubrania. Po piąte nie weźmiesz mnie do siebie. Po szóste nie pozwalam ci mi nic kupować. Koniec - zaznaczyłam.
- Moje pieniądze, moja sprawa na co je wydam. Po za tym skoro po tylu latach udało mi się ciebie odnaleźć, to nie myśl, że cię teraz tak zostawię. Pa... - przerwał jej dzwonek do drzwi. - Nie otwieraj - wyszeptała po chwili zawachania.
   Siedziałyśmy bliziutko siebie, ja trzęsąc się, ona mnie przytuając po mojej prawej stronie, po lewej Zuma.
   Rozległ się czyjś głos:
- Panno Amiro, proszę otworzyć, wiem, że pani tam jest. Przynoszę wypowiedzenie umowy. Proszę otworzyć! - wykrzyczał facet u którego wynajmuję.
   Ja, Ania i Zuma popatrzyłyśmy na moją porwaną koszulkę. Ja i mój gość skrzywiłyśmy się, a Zuma przekrzywiła łebek i pisnęła z jakby niezadowoleniem.
   Nagle Anka zerwała się i zdjęła z siebie luźną koszulkę, pod którą miała sportowy top i kazałam mi zdjąć swoją porwaną.
- Masz. Zakładaj - rozkazała.
   Posłusznie wykonałam polecenie i podeszłam do drzwi, by otworzyć natrętnemu właścicielowi.
   Spotkałam się z bardzo niemiłym powitaniem. Mianowicie staranował mnie na wejściu. Dokładniej popchnął, że z impetem huknął goły beton. Tak, tak ostro wyrżnęłam łbem. Ania od razu stanęła w mojej obronie. Niepotrzebnie.
- Czy pana coś boli?! Tak kobietę traktować?! - zaczęła krzyczeć.
   Natomiast ten idiota prychnął z rozbawieniem.
- Ona nie zasługuje na nazywanie kobietą -powiedział z rozbawieniem, obrywając siarczysty policzek. No zgadnijcie od kogo. No właśnie. - Dobra, ku*wa, do rzeczy. Wypierdalasz stąd na najwyższych obrotach i nie wracasz.
   Brutalnie podniósł mnie o mało nie wyrywając mi ręki i wywalił za drzwi. Z Anią chciał zrobić podobnie, ale ona trzymała dystans patrząc na niego z pogardą.
- Wstawaj, choć, idziemy jak najdalej od tego debila - pomogła mi wstać i zaczęłyśmy schodzić po schodach. Moje szczęście. Mam w kieszeni telefon i pieniądze... Stop!
- Stop! Zuma! - zawołałam ją. Była po sekundzie przy moich nogach. - Możemy iść... Ale gdzie?
   Od razu pożałowałam tych słów i skrzywiłam się.
- Jedziemy do mnie - powiedziała stanowczo moja przyjaciółka.
- Niee... - spotkałam się z ostrym przerwaniem mojego protestu.
- Tak! Gdzie chcesz teraz iść? Pod most?! - była już na serio sfrustrowana.
- Może być... - powiedziałam cicho.
- Weź przestań pierdolić, dobra?! Jedziemy i koniec! - pociągnęła mnie za rękę.
- Ja nie chcę robić problemu! Czy ty to rozumiesz?! Co pomyślą twoi znajomi?! Naprasza się, każe za siebie płacić i jeszcze taka! - wykrzyknęłam.
- Jaka taka?! - krzyknęła.
- Taka - powiedziałam ze łzami w oczach przemierzając się od góry do dołu rękoma.
  Ania przytuliła mnie i powiedziała cicho:
- Jesteś dla mnie ważniejsza. Nie pomyślą tak, bo nie będziesz już tak wyglądać. Jedziemy.
  Wyszłyśmy z kamiennicy i napotkałam, zgadnijcie kogo. Agnieszkę. Tak, te suczydło.
- O, widzę, że już cię wyjebali z domciu? Nie masz się gdzie podziać. Jakie to smutne. Takie smutne, że aż wcale - zaśmiała się perfidnie.
- Tak się laluś składa, że jedziemy do jej nowego domu. Może wpadniesz na imprezę? A nie, sorka, ty nie należysz do VIPów. To spierdalaj - pomachała jej i wsiadłyśmy do samochodu pani Lewandowskiej. Tyle, że ja za kierownicą. Kurna ja nie mam prawka! Co ona wyprawia?!
- Spokojnie. Musimy jej pokazać. Sprzęgło, kluczyk, i trzymając sprzęgło daj gaz - rozlęgł się wielkiryk silnika. - Brawo, a teraz biegi, puszczasz sprzęgło i gaz.
   Zajechaliśmy za pierwszy zakręt i zatrzymałyśmy się, by zmienić miejsca. Po tym ruszyłyśmy, a ja nie mogłam nasmakować się tym uczuciem. Widziałam minę Agniechy w lusterku. Oł jeah!

﷼﷼﷼﷼﷼﷼﷼
Łelkoming bak! Powrót z takim kawałkiem, z którego jestem dumna. Więc tak. Pojawiła się Ania, a mi się wydaje, że pomimo idealności tego rozdziału, czegoś tu jednak brakuje... Może wy wiecie czego? No nie wiem. W każdym bądź razie proszę o kommenty, bo one są mega motywujące. Czekajcie nowego.
₪₪₪
Kiski ;*

poniedziałek, 4 lipca 2016

Info

Zmiana planów! Nie będzie o Barcelonie i Neymarze! Nasi polscy bochaterowie zainspirowali mnie bardziej!! Mam nadzieję, że taka zmiana będzie odpowiadać, bo Ney poszedł na wakacje i nie zostawił ani krzty weny, a polacy i polscy piłkarze domagają się własnego bloga, albo chociaż ich własnej historii. Tak więc zostanie prolog i pierwszy rozdział, choć jeszcze nie wiem,czy by nie zmienić paru kawałków. No nwm sama, jak coś, to będę waz informowała o wszystkim na bieżąco.
P.S. Dziękuję za 100 wyświetleń. Czyli jednak ktoś to czyta...
Do zobaczenia!